sobota, 24 września 2011

Już za chwilę "Samosiejki"

Już za dosłownie momencik premiera książki współpiszącej ten blog Justyny Krawiec, oczekiwanie sobie umilę zapowiedzią innego tomiku. Też za momencik (niewiele dłuższy momencik) swoją trzecią książkę poetycką (pt. "Samosiejki") wyda Teresa Baczyń... przepraszam, Teresa Rat... przepraszam, Teresa Radziewicz, laureatka konkursów im. Baczyńskiego i im. Ratonia (i wielu innych). Ta trzecia książka jest nagrodą w tym drugim konkursie. Nadal trudno pomylić tę narrację z jakąkolwiek inną, choć tym razem będzie bardziej baśniowo. Miejmy nadzieję że równie ciekawie. A może nawet bardziej. Przed Państwem, próbka umiejętności poetki. Przepraszam, nie "próbka umiejętności", bo o tych wszyscy juz wiedzą. Przed Państwem próbka "Samosiejek".


Każda kobieta ma w sobie czarownicę

Kamili

Nie chciała dłużej tęsknić, obrazy uciskały i kładły się
na codzienności strumieniami bólu. Hanno – słyszała
w głowie głos babki – Hanno, na tę chorobę najlepsze
będą zioła. Siedem ziół zebranych w siódmej godzinie

siódmego dnia siódmego miesiąca. Weź gałązki dziurawca,
ziele bratka trójbarwnego, piołun niosący gorycz i kwiat lipy,
która rozgrzewa krew. Znajdź w cieniu macierzankę, sparz ręce
pokrzywą, dodaj rumianku. Zioła zalej wrzątkiem, wywar pij

siedem dni; w ostatnim zrób porządki. Wyrzuć pęknięty talerz
i wyszczerbiony kubek. Otwórz okna, pozwól przeciągom
zawładnąć twoim domem. I wołaj: idź precz, idź precz!
Pamiętaj, każda kobieta nosi w sobie czarownicę,

muszą jej słuchać wszystkie tęsknoty świata.


Listy

Hanna pisze znowu o tym samym, bo co innego może
się zdarzyć? Ot – wrotycz przy ściągniętych upałem drogach
nagle wysechł, na łąkach zostały tylko rdzawe cienie. Tego lata

za wcześnie zakwitł, oszołomiony nadmiarem słońca. Kogo
obchodzi, że macierzanka wyczerpała się nasionami? Że nawłoć
przekwita, lipowe liście żółkną, a jarzębina od połowy sierpnia

syci się czerwienią? Kogo obchodzi spojrzenie nieba,
zaciągnięte stalowym odcieniem, niepotrzebna słodycz
owoców pod jabłoniami? Hanna wszystko spisuje

i rozsyła. Czytaj – prosi – czytaj, ty, który nie chcesz
patrzeć przed siebie, i ty, który już za siebie
przestajesz spoglądać, czytaj o każdej zmianie,

o szyszkach chmielu na płocie, o bzie wybarwionym
czarnofioletową jagodą, o smaku i zapachu powietrza,
tym samym co roku i co roku innym. Trzeba to spisać,

trzeba to wysłać, podzielić się
z potrzebującymi.



Wiatr

W.

Zdarzał się i wszystko nagle chciało
oderwać się od ziemi – jakby świat
zapragnął odlecieć. Hanna także

wychodziła na wzgórze i pozwalała włosom
oszaleć. Dać się porwać, unosić jak w snach,
dotykać wierzchołków okolicznych drzew,
przysiadać na dachach, lawirować

pomiędzy słupami wysokiego napięcia.
Dać się porwać w obłęd, w opętanie, na jedną noc
pofrunąć ptakiem, dziką kaczką, skrzyżować się
bez tragicznego finału, płonąć i zostać
ocaloną. Czym prędzej

Hanna zbiegała do domu. Niepokój
wybudzał ją o świcie, otwierała okna
i wpuszczała do sypialni ostre powietrze;

ziemia, zamieciona wichurą,
zdawała się gotowa na nowe.

1 komentarz: