sobota, 18 czerwca 2011

Dwa wiersze o magii

Teresa Radziewicz

Żar. Ptaki

Mrozy tamtej zimy były prawie tak ostre
jak na Podlasiu. Ściany, nasycone wilgocią,
kurczyły się, kiedy Hanna zagniatała
ciasto na chleb. Lepkie i sprężyste,

pachniało oliwą i ziołami. Tak - szeptała - tak,
niech się odrodzi z krwi i kości, ze wszystkiego,
co mokre, niech przyleci z grudniową jutrzenką,
kiedy fioletową mgłą wybarwia się świt. Wolno,

równomiernie rozgrzewała się duchówka, formy
wypełniała codzienność i wtedy zjawiały się,
ogonami lizały słodkie ciało. Ciasto na rękach,
przedramionach. Hanna chwytała pióra, znikała

za oknem. Nikt nie wiedział, czy wróci.




Szymon Kantorski

Czarownica


Ortega niesie krucyfiks za wozem wśród tłumu
i spowiada się w sobie a sama ta spowiedź
jest bluźnierstwem jednak komu zawierzyć
stada pokrętnych myśli kołujących nad głową
jak wrony przy kuchniach o pełnych godzinach
myśli o białych zagięciach pod jej kolanami.

Za miastem po deszczu dopełniają się losy
kupcy nad złamaną osią wozu załamują ręce
żelazo wciska w błoto zbrojnych coraz głębiej
gdy matki zajęte są pluciem przez ramię
dzieci w kałużach spławiają wiedźmy z patyków
zamiast relikwiarzy wiozą nam dziś czarownicę.

I lepiej bo przecież olejem zalano już chrusty
połykacza ognia pognano przezornie ku murom
i uczyniono krąg by jednak doleciały kamienie
wyzwiska i uniesione w górę pomazane pięści
by wszystko to widziała w ostatnim szarpnięciu
i poczuła zanim powieki zapieką się z dymem.

I nic już nie zobaczy choć tak lubiła patrzeć
gdy wiązali ją w pasie i przez piersi ku szyi
dwa trzy razy oplątywali włosami nadgarstki
i odwracali jak klepsydrę wypełnioną szeptem
z białą gorącą hostią pośrodku języka
mówili że ma twarz podobną do anielskiej.

Jadła winogrona wypluwając pestki na głowy
przygarbionym szybko postarzałym kobietom
matkom i ich córkom gdy brali ją nie broniła
zanim po raz pierwszy dotknięto ją ogniem
i kazano wymawiać obce imiona demonów
widziała je jak odwracały podniecony wzrok.

Ortega unosi krucyfiks jak tylko umie wysoko
jeszcze tylko ostatni odejdą za pierwszymi
a wiatr litościwie zmieni się wolno odegna
ciężki słodkawy zapach w stronę pól i gościńca
kramarze od nowa przeliczą ukradzione jabłka
a kałuże zabiorą miasto w swe krzywe zwierciadła.

3 komentarze:

  1. fajny kontrast, zupełnie inne te "magie" u Tess i Szymona. Swoją drogą to jeden z moich ulubionych wierszy Szymona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja to taka wsiowa i zwyczajna magia. ;)

    Dzięki. :*

    OdpowiedzUsuń