poniedziałek, 1 listopada 2010

Piękni, młodzi, przed debiutem - cz. 1. Joanna Małgorzata Przybylska

Postanowiliśmy w naszym tandemie powynajdywać osoby z potencjałem – przed debiutem, często przed okrzepnięciem jeszcze poetycko – ale już warte zaprezentowania. To trochę zabawne, bo momentami poniższy wywód zaczął mi wybrzmiewać jak pocztówki literackie Karola Maliszewskiego – a żadne z nas, ani dorobkiem ani doświadczeniem (ani wyglądem zewnętrznym) Karola Maliszewskiego nijak nie przypomina. Więc nieokrzepniętych autorów prosimy, aby traktowali nasze uwagi z przymrużeniem oka i należytym dystansem. To w zasadzie tylko czytelnicza zabawa :)

Pierwszą autorką jest Joanna Małgorzata Przybylska. Zetknąłem się z jej twórczością na jednym z konkursów dla debiutantów i to właśnie o jej tekstach rozgorzała zakulisowa dyskusja. Przy piwie zaczęły tworzyć się opowieści niesamowite, a już szczególnie zaczęła stopniowo rosnąć liczba domniemanych facetów jakich miały bohaterki wierszy. Już nie pamiętam, czy kobieta z wierszy Asi Przybylskiej sypiała z dwoma facetami jednocześnie, czy z dwudziestoma w jednym miesiącu. W każdym razie – wydało mi się zdumiewające, jak można taką psychoanalizę stworzyć na podstawie wierszy, tym bardziej takich jak poniższe: podskórnie de facto nieco zagubionych, dziewczęcych. Tutaj nie będzie liczenia potencjalnych partnerów – tu będzie za to rozbieranie (;)) na czynniki pierwsze i szeroko zakrojone czepialstwo. Zapraszamy :) /gwoli ścisłości – ja, czyli Kuba, wybrałem autorkę, natomiast Justyna wybrała teksty tejże/.



_______________________________________________________________


audyt

nie uchwyciłam momentu, kiedy twoja pewność przeszła
w wahanie, to przez grzechoczące w uszach początki.
la donna e mobile, ty constans - tak sądziłam. niby nic się nie zmienia,
lecz pod ciepłymi kapciami drży podłoga, sama obecność już nie wystarcza,
żeby cegła trzymała się cegły. człowiek z gazety rozwodzi się
w jedną noc, wolę nie zadawać głupich pytań, zawsze marzyłeś
o dalekich podróżach, obieram bieguny. czy dzień polarny wystarczy ?

Justyna: Zdecydowanie młody wiersz. Nie wnikam już w to, ile lat ma autorka- ten tekst ma mało lat. Podobają mi się grzechoczące w uszach początki - naprawdę tutaj słychać ten dźwięk. Nie podobają mi się za to obcojęzyczne wtręty- uważam je za nieuzasadnione i zbędne. Przynajmniej w tym wypadku. Dalej jakoś mi wszystko ładnie płynie- i te kapcie, i gazeta, tworzą bardzo spójny obraz domu, który był. Chociaż może nie domu, bo dom ma w sobie coś solidnego, a to tutaj, co nam przedstawia autorka, wcale solidne nie było. W sumie całkiem dużo zostało powiedziane w tak krótkim tekście- podoba mi się.


Kuba: „Kiedy mężczyzna traci kobietę, traci kobietę. Kiedy kobieta traci mężczyznę, traci cały świat”. Nawiązując do wypowiedzi mojej poprzedniczki o „wieku” tego wiersza, tudzież – przepraszam za wyrażenie – podmiotu lirycznego, mężczyznę zamieniłbym na chłopca, a kobietę na dziewczynkę. Dlaczego tak traktować aktorów powyższego przedstawienia? Bo oboje zdają się być dziećmi we mgle. W obojga głosie i zachowaniu zdaje się wyczuć wahanie, tylko że inne. Dziewczęce wahanie wynika z zagubienia i braku oparcia. To (stereotypowo) bardziej chłopięce oznacza znudzenie się zabawką, nie wyrośnięcie z pewnego okresu, gdy liczy się rozrywka – możliwe że to z tego wynika nieumiejętność zapewnienia oparcia. A może po prostu cały brak oparcia tak naprawdę rozgrywa się w głowie głównej bohaterki tego wiersza? W każdym razie, może to trochę stereotypowe spojrzenie, ale i poetka przywołuje pewne stereotypy („kobieta zmienną jest”, etc., tylko właśnie – czy aby te makaronizmy to nie przesadne upiększenie). Czy to dobrze? Mnie się dobrze czytał ten tekst, zgrabny, dobrze napisany – ale właśnie, nie dowiedziałem się niczego nowego. Chociaż może wymagam za dużo. Za to w języku tutaj – kilka fajnych pomysłów. Ciepłe kapcie, no i końcówka, od człowieka z gazetą.



_____________________________________________________________



futrzaki


coraz częściej znajduję spokój poza tobą, wydaje się, że znikasz
na dobre, a ja nie zaczynam płakać. kiedyś musiało być fajnie,
ale pamiętam tylko małe fragmenty, krótkie ujęcia ,wszystko zimne
jakby ze mną z wczoraj nie łączyły mnie nawet wspomnienia. dzisiaj uciekam
do środka, unikam dotknięć. jeśli masz ochotę, bierz z zewnątrz, to bez znaczenia,

beze mnie, będę w twarzach smutnych kobiet ze ślubnych fotografii. poczekam
aż znikniesz, wyjdę i urosnę. kiedyś udawaliśmy zwierzęta, ja – mały kotek ocierałam się
o twój brzuch i chyba był w tym nawet uśmiech. teraz mogę być tylko sobą,
nie potrafię mruczeć i grzać.

Justyna: Tutaj mam problem, bo zostało powiedziane za dużo. Sama mocno bym to pocięła, ale dopuszczam myśl o innej poetyce. Czytając mimowolnie obcinam sobie zbędne według mnie kawałki- dopowiedzenia, że w tym, co robił kot był uśmiech np. jest moim zdaniem do wywalenia. Podoba mi się ujęcie autorki z zewnątrz. Zabawa z perspektywą. Taki trochę zimno-parzący utwór. Wiadomo, że boli, ale jesteśmy twarde. Podejście zdecydowanie w moim stylu, dlatego też dobrze mi się to czyta. Podoba mi się również takie umniejszenie samej siebie, jak w ostatnich linijkach. Bo taka poza pokazuje, że doskonale znamy swoją wartość, ale nie, nie, przyznajemy rację, że było nas za mało.


Kuba:
Tutaj dla mnie znacznie słabszy tekst językowo. Większość mnie omija, jest pomysł z fotografiami kobiet – poza tym jedynie podskórnie wyczuwalna fałszywość wyznania, gra z czytelnikiem, że może jednak „nie potrafię mruczeć” to jedynie kokieteria. Natomiast całość wydaje się zbyt dosłowna i – o ile w poprzednim tekście można by się zastanawiać nad dojrzałością bohaterów opowieści (co zarzutem nie jest), to tutaj (co zarzutem już jest) – nie ma dojrzałości językowej, za dużo dosłowności, wywnętrz niania się. Choć może i nawet w miarę spójnego, uporządkowanego jako całość – ale dla mnie praktycznie w żadnym momencie nie poruszającego.




___________________________________________________________

wariograf

zastanawia się, w którą bajkę uwierzył i czy w ogóle usłyszał
ten szept — stary opel , przejazd kolejowy, burza, turkot pociągu.

gula wygrzebuje się z gardła, krzyczy w plecy. znikanie miarowym,
pewnym krokiem. w małgorzacie pęka tama, kruszy się wstyd;
zdania mkną wartko, słowa wychodzą z brzegów. w kółko

opowiada ptakom i ważkom te same historie — za ciężkie
na cienkie skrzydła, puste kości. korkuje długie listy i wrzuca do rzeki.
wie.


Justyna: Podoba mi się. Nawet stary jak świat trick z pustą kością, który sama stosuję. Bardzo fajne zagranie z szeptem starego opla i przejazdem kolejowym , pociągiem, etc. Wiadomo, że to wszystko nie szepcze, raczej, dosadnie mówiąc- napierdala- ale są takie momenty, kiedy wszystko jest tłem, szumem. Tu już na początku mamy powiedziane zatem , jakiej sytuacji świadkami jesteśmy. Nie podoba mi się słowo „gula”, jest takie (sama nie wiem, czemu mam takie odczucie, no ale mam) przaśne. I też- dlaczego ta „gula” krzyczy w plecy? To mi się nie podoba, bo jest zwyczajnie zbyt abstrakcyjne, jak na taką poetykę. Nie na miejscu. Podoba mi się zmiana z pozycji- opowiadam coś, co zdarzyło się mnie, w pozycję opowiadania historii Małgorzaty. Wartkie słowa wychodzące z brzegów- całkiem prosty zabieg, lekko naiwny, ale pasuje tutaj. Ważki zbędne. Tak mi się zdaje, że ptaki są na tyle pojemnym symbolem, że nie potrzebują towarzystwa. Coda podoba mi się cała. Po prostu.

Kuba: Wszystko bardzo fajnie rozegrane, szczególnie ten ironiczny środek – kiedy Gosia „kruszy wstyd” – ale właściwie swoje żale wyrzuca w przestrzeń, jej wyznanie jest bez znaczenia. Troszkę zepsute przez ten łatwy, zbyt łatwy motyw z listem w butelce. Z zastrzeżeń jeszcze ta niezgrabna „krzycząca gula” – zasadniczo tego zdania mogłoby w ogóle nie być, z pożytkiem dla całości. Bo krzyczenie na wiatr jest, jakby, do wyczytania z wiersza tak czy siak. Ale generalnie najlepszy tekst z wybranych przez mojego współrecenzenta – z największą siłą oddziaływania. Lekkie szaleństwo, najlepiej chyba w tym tekście zarysowane zagubienie i nieogarnięcie dwóch stron swojej osobowości, nieumiejętność wyboru między „parzeniem a lodem” – przydałaby się zawsze taka kondensacja.

_________________________________________________________


Justyna: Generalnie poetyka bardzo naiwna momentami. Coś tam może siedzi, ale póki co dla mnie to jest za mało, żeby powaliło mnie na kolana. Po prostu- nie urywa mi dupy. I chyba niekoniecznie ze względu na mój znany wszem i wobec mizoginizm. :) Po prostu dużo, dużo czytania i ćwiczenia warsztatu przed autorką. Ale może kiedyś. Chociaż nie wiem. Możliwe, że jestem zbyt surowa. Nie mniej jednak będę się trzymała tego, co powiedziałam na początku- za mało na porządne pisanie, ale za dużo na to, by odłożyć coś takiego do szuflady i nie próbować kiedyś oberwać dupy wszystkim naokoło za pomocą swoich wierszy.

Kuba:
Autorka jest jedną z tych młodych adeptek sztuki pisania, które jeszcze nie zadebiutowały, ale już są zdolne, już pukają, już mają pomysł na książkę. W zasadzie Joanna Małgorzata Przybylska już teraz taką książkę mogłaby wydać. To była by książka przyzwoita, z w miarę dobrym technicznie pisaniem (momentami kuleje, ale akurat uważam, że autorka aż tak bardzo „ćwiczyć warsztatu” nie musi). Ale właśnie dlatego nie chciałbym „już teraz” żeby książka tej autorki się ukazywała. Po pierwsze, za dużo na rynku jest książek „przyzwoitych i z dobrym technicznie pisaniem”. Po drugie, jak zasugerowała moja wspólniczka z tandemu - podskórnie czuć tu potencjał na „urywanie dupy”. No i naprawdę ciekawe, własne pomysły, które na razie są tylko miejscami. Właśnie dlatego życzę autorce wszystkiego najlepszego – urywającego dupę debiutu…. w okolicach 2012 roku. Najwcześniej. Oczywiście ja żaden wydawca ani wyrocznia – tak sobie luźno rzucam :)


Maglowali: Justyna Krawiec i Kuba Sajkowski

1 komentarz:

  1. Jaki banał. Dwie osoby zakładają maskę specjalistów i prowadzą pseudointeligentną dyskusję na twórczości dziewczyny, która wybrała jeden z najprostszych sposobów na stworzenie swoich wierszy - przegadała je. W XXI wieku ceni się w poezji paranoję, schizofreniczne pomysły i daje plusy za zastosowanie przerzutni. Oczywiście dodatkowym atutem jest brak interpunkcji. A! i jeszcze wulgaryzmy lub kolokwializmy. Kpina, a nie poezja. Wszyscy na jedną nutę, wszyscy myślą, że oryginalni... Współcześni poeci nie mają własnego stylu. Gdyby wziąć Wasze wiersze, drodzy Justyno i Kubo, i wiersze Pani Joanny, to nikt nie umiałby ich od siebie odróżnić. Bo nie mają charakteru. Albo inaczej. Mają ten sam charakter...
    Pozdrawiam,
    Katarzyna
    P.S. To co napisałam też da się w wiersz ułożyć, też może być poezją. Tylko wielkie litery, przecinki i kropli zlikwidujcie, tu i tam jakąś "sukę" wstawcie ;)

    OdpowiedzUsuń