sobota, 25 stycznia 2014

Apel ukraińskiego pisarza Jurija Andruchowycza – przekład Uli Pieczek i Iwony Boruszkowskiej - do aktywnego poszerzenia.

Drodzy Przyjaciele,
a przede wszystkim zagraniczni dziennikarze i redaktorzy!

W ostatnich dniach dostaję od was wiele próśb, by opisać bieżącą sytuację w Kijowie i ogólnie w Ukrainie, ocenić to, co ma miejsce i przedstawić jakąkolwiek wizję najbliższej przyszłości. Ponieważ nie mam fizycznie możliwości, by dla każdego z waszych czasopism oddzielnie napisać obszerny artykuł analityczny, postanowiłem przygotować ten zwięzły apel, aby każdy z was mógł skorzystać z niego w zależności od swoich potrzeb.

Najważniejsze rzeczy, o których chcę wam powiedzieć są następujące…

W ciągu niespełna czterech lat swojego urzędowania reżim pana Janukowycza doprowadził kraj i społeczeństwo do granic wytrzymałości. Co gorsze – doprowadził do sytuacji bez wyjścia, w której musi on za wszelką cenę utrzymać się przy władzy. W przeciwnym wypadku czeka go surowy wyrok. Skala kradzieży i uzurpacji przewyższa wszelkie wyobrażenia o ludzkiej chciwości.

Jedyną odpowiedzią, jaką reżim ten stosuje już od trzech miesięcy w związku z pokojowymi demonstracjami, jest przemoc – spotęgowana, „kombinowana”: ataki pododdziałów specjalnych policji na Majdanie łączą się z indywidualnymi prześladowaniami opozycyjnych aktywistów i zwykłych uczestników akcji protestacyjnych (śledzenie, pobicia, palenie aut, domów, wtargnięcia do mieszkań, aresztowania, wzmożone procesy sądowe). Słowem kluczowym jest zastraszenie. W związku z tym, że to nie działa, a protesty nasilają się, władza czyni represje bardziej restrykcyjnymi. „Podstawę prawną” do tego władza stworzyła 16 stycznia, kiedy zupełnie zależni od prezydenta parlamentarzyści, naruszając regulamin, porządek obrad, procedury głosowania, a wreszcie konstytucję, rękoma (!) w kilka minut (!) przegłosowali cały szereg ustaw, które realnie wprowadzają w kraju dyktaturę i stan wyjątkowy nawet bez jego ogłoszenia. Na przykład, pisząc i rozpowszechniając te zdania, już łamię kilka paragrafów o „oszczerstwach”, „podżeganiu” itp.

Krótko mówiąc, jeżeli chcemy przestrzegać tych „praw”, musimy wziąć pod uwagę, że w Ukrainie zakazane jest wszystko, co nie jest dozwolone przez władzę. A władza pozwala tylko na jedno – korzyć się przed nią.

Nie godząc się na takie „prawo”, ukraińskie społeczeństwo 19 stycznia już po raz kolejny tłumnie wystąpiło w obronie swojej przyszłości.

Dziś, w kadrach telewizyjnych wiadomości z Kijowa, oglądać możecie demonstrantów w różnego rodzaju kaskach i maskach na twarzach, czasem z drewnianymi kijami w rękach. Nie wierzcie, że to jacyś „ekstremiści”, „prowokatorzy” albo „prawicowi radykałowie”. Ja i moi przyjaciele sami teraz udajemy się na nasze manifestacje z takim i podobnym ekwipunkiem. W tym znaczeniu „ekstremistą” jestem teraz ja, moja żona, córka, nasi przyjaciele.

Nie mamy wyjścia: bronimy życia i zdrowia swojego i swoich bliskich. Strzelają do nas bojówki policyjnych pododdziałów specjalnych, naszych przyjaciół zabijają snajperzy. Liczba protestujących, zabitych tylko w rządowej dzielnicy podczas ostatnich dwóch dni, to według różnych źródeł 5-7 osób. Ilość zaginionych bez wieści w całym Kijowie sięga dziesiątek ludzi.

Nie możemy zatrzymać protestów, bo oznaczać to będzie, że zgadzamy się na kraj – dożywotnie więzienie. Młode pokolenie Ukraińców, które dorastało i kształtowało się w czasach poradzieckich, w naturalny sposób odrzuca wszelką dyktaturę. Jeżeli dyktatura zwycięży, Europa będzie musiała liczyć się z perspektywą Korei Północnej za swoją wschodnią granicą oraz z – według różnych źródeł – od 5 do 10 milionami uchodźców. Nie chcę was straszyć.

Mamy rewolucję młodych. Swoją nienazwaną wojnę władza prowadzi głównie przeciw nim. Po zapadnięciu zmroku po Kijowie zaczynają przemieszczać się nieznane grupy „ludzi po cywilnemu”, które wyłapują przede wszystkim młodzież, szczególnie z symbolami Euromajdanu i Unii Europejskiej. Porywają ich, wywożą do lasów, gdzie rozbierają i katują na srogim mrozie. Dziwnym trafem, ofiarami takich zatrzymań najczęściej są młodzi artyści – aktorzy, malarze, poeci. Wydaje się, że po kraju krążą „szwadrony śmierci”, których zadaniem jest zniszczyć to, co najpiękniejsze.

Jeszcze jeden charakterystyczny szczegół: w kijowskich szpitalach siły policyjne organizują zasadzki na rannych protestujących, wyłapują ich tam i (powtarzam – rannych!) wywożą na przesłuchania w nieznanym kierunku. Skrajnie niebezpiecznym stało się poszukiwanie pomocy w szpitalu nawet dla zwykłych przechodniów, przypadkowo zranionych odłamkiem plastikowego granatu policyjnego. Lekarze jedynie wzruszają ramionami i przekazują pacjentów w ręce tzw. „stróżów prawa”.

Podsumowując: w Ukrainie w pełni realizuje się zbrodnia przeciw ludzkości, za którą odpowiedzialna jest obecna władza. Jeśli w tę sytuację zamieszani są jacyś ekstremiści, to są nimi najwyżsi urzędnicy państwowi.

A odnoście dwóch waszych tradycyjnie najtrudniejszych dla mnie pytań: nie wiem, co będzie dalej, jak i nie wiem, co wy możecie teraz dla nas zrobić. Możecie w miarę możliwości i kontaktów upowszechniać ten apel. I jeszcze – współczujcie nam. Myślcie o nas. I tak zwyciężymy, chociaż oni będą się wściekać. Naród ukraiński, mówiąc bez przesady, przelewa własną krew w obronie europejskich wartości wolnego i sprawiedliwego społeczeństwa. Mam nadzieję, że to docenicie

środa, 22 stycznia 2014

Dziewczęta nie wierzą w moje penerstwo



Dziewczęta nie wierzą w moje penerstwo,
bo miałem dziadka profesora który pisał o Włochach, i potrafił
żonglować językami na wykładach. Bez ostrzeżenia

odszedł gdy miałem 17 lat i pisałem gówniarskie wiersze.
Odziedziczyłem po nim rozedrganą gestykulację.

Pamiętasz?  Jak Kubuś odpowiadał przy tablicy
to czasem ze zdenerwowania oskubał całą gąbkę.
Już nie mam jak nasiąkać, ale wczuwam się, piszę, manifestuję:

Wiwat melancholio penerów z Winograd!
Wiwat melanchujnio penerów z Winograd!  
                                 
O wszystkim zapominam, gdy spotykam kolegę z ławki,
w ramach odpowiedzialności społecznej żałuję mu złotówki do wina.
Żeś się kurwa wykształcił, słyszałem. Dobrze słyszałeś.
Miałem dziadka profesora,

odziedziczyłem po nim całe jego roztargnienie.  



wtorek, 14 stycznia 2014

Biała śmierć i surowe mięso

Biała śmierć, powiedział mi kardiolog, dając znaczenie
kostkom cukru wkładanym do kawy. Ale nadal
nie mogę się dobudzić. Musiałaś przyjść, w torebce

miałaś akurat schab dla kota, spytałaś: przechowasz mi?
Oczywiście zapomniałaś o nim, i tak zostałem
z fragmentem cudzego ciała w lodówce. Makabryczna sprawa,

coś trzeba z tym zrobić, nie może się zmarnować. Śpisz?
Najgłupsze pytanie świata, a mimo to trudno o klarowną odpowiedź.

No więc mały retusz: "Biała śmierć i surowe mięso",
jak tytuł głupiego horroru, wreszcie ciśnienie skacze. Zabijamy czas

jedząc, pijąc, potem wsiadamy do taksówki, któreś z nas
całuje się z taksówkarzem.
Taksówkarz jakoś to lubi, wywozi nas gdzie bądź.

niedziela, 5 stycznia 2014

Night Circus, czyli jeden z powodów, dla których nie rozumiem świata.



Jeśli chodzi o książki przypominam trochę dziecko pozostawione na noc w fabryce czekolady. Nieważne, jak bardzo już mnie mdli, i że niekoniecznie lubię lukrecję. Pożeram i pochłaniam do momentu, w którym nic już nie zostaje, ani okruszek. To ma swoje dobre jak i złe strony, ale o tych złych wspomnę innym razem (kiedy już się przemogę i przyznam przed sobą i Wami jakie książki przeczytałam i gdzie się schowam ze wstydu).


Wracając do tematu przeczytałam ostatnio Cyrk nocy Erin Morgenstern. Książkę dorzuciłam sobie do koszyka w antykwariacie tylko dlatego, że bardzo spodobała mi się okładka i od dawna nie czytałam niczego, o czym bym wcześniej nie słyszała albo ktoś by mi nie opowiadał. Postanowiłam zaryzykować. Skończyłam dzisiaj i nie mogę pozbyć się z głowy pytania: czemu nikt nie sprzedał Stephenie Meyer do cyrku? 

Cyrk nocy jest całkiem sprawnie napisaną, bardzo ładną baśnią, w której na pewno bym się zakochała i której wielką fanką zostałabym, gdybym przeczytała to w gimnazjum. Co ja gadam- oszalałabym i biegała tylko w czarnym i białym kolorze. Prawdopodobnie zamieszkałabym w namiocie w paski i wymyśliła sobie poetyckie imię, które ładnie wygląda na papierze, a którego sama bym nie umiała dobrze wymówić. Mam dziwne wrażenie, że świat naprawdę się kończy, skoro wszystkie dziewczyny chcą zostać uwiedzione przez świecące w słońcu wampiry, a nie przez sprawnych iluzjonistów. Na boga, kto nie chciał chociaż raz uciec z cyrkiem?!

Opowieść jest przede wszystkim magiczna i ładna. Autorka widać czytała w dzieciństwie te same książki, co ja, bo odnajduję w jej debiucie wiele analogii do znanych mi dzieł lub motywów. Udało jej się stworzyć naprawdę niekiepski świat z całkiem sprawnie wykreowanymi bohaterami. Jeśli ktoś tak jak ja lubi bajki to spokojnie może poczytać sobie Cyrk nocy w ramach oderwania się od kiepskiej za to rzeczywistości. Książka przenosi nas w świat, gdzie w trzech- czasami czterech- kolorach rysują się niewiarygodnie chwytliwe obrazy. Steampunk, iluzje, makabra cyrku etc., etc.,etc. Dlaczego popkultura wybrała Meyer zamiast Morgenstern, która stwarza po prostu śliczne opowiastki, pozostanie dla mnie tajemnicą.

Żeby za dużo nie zdradzać- opowieść oczywiście o miłości i nie brak tam typowo harlekinowych zagrywek (co prawda bez "kolumny pożądania wijacej się pod jej dłońmi"), ale są one tak mało inwazyjne, że można to autorce wybaczyć. W końcu żaden debiut nie jest perfekcyjny. Dodatkowo za książką przemawia fakt, że narracja nie jest prowadzona liniowo, skaczemy w czasie, dzięki czemu możemy zdecydować, czy chcemy czytać chronologicznie i dowiedzieć się wszystkiego od razu, czy wolimy raczej oglądać łańcuch przyczynowo skutkowy i widzieć konstrukcję historii. Poza tym podobała mi się kreacja bohaterów, których poznajemy bez zbędnego przytaczania całych życiorysów, a jedynie niezbędnych do zrozumienia wycinków i to naprawdę, naprawdę wystarczy. (Słyszy pani, pani Meyer? Nie musimy poznać historii każdego opisanego wampira).  Ci bohaterowie, którzy mają być tłem, pozostają nim do samego końca i chociaż są tłem niezwykłym, to nie odbierają nikomu czasu antenowego. Jest dobrze.

Generalnie nie jest to wielka literatura, ale na taki czas, jak teraz, całkiem dobrze działa. Jakbym miała porównać historię opowiedzianą przez autorkę do przedmiotu, to porównałabym ją do pozytywki w kształcie karuzeli. Ładne, ładne, ładne. I czasami gra.

piątek, 3 stycznia 2014

(***) Niosę ci pigwówkę i szachy.

M. M. B. 

Niosę ci pigwówkę i szachy.
Parę lat temu takie połączenie byłoby karkołomne, wtedy
upijałem się dwoma piwami. Pojechałem jednak do Rosji,
Twarze tamtych ludzi mówiły: pociesz mnie jakoś, bo ocipieję,

w końcu usiadłem z nimi do wspólnego stołu,
piłem wódkę z plastikowego kubka, zagryzaliśmy kawałkami pomarańczy.
Wczoraj tez miałem pomarańczę, przyjaciółka dała mi ją na drogę,

lecz cóż mi po niej? Nikt w przedziale nie chciał, bym się z nim dzielił.
Jedynie pies mi mordę lizał, było to tyleż interesowne, co nieskuteczne
(było to już po fakcie, nie wolno dokarmiać zwierząt). A teraz

niosę pigwówkę i szachy. Technikę gry
mam nieco tylko poprawioną. Jest w niej konsekwencja
choć zupełnie nie ma wyczucia.