sobota, 19 lutego 2011

Potop

Walka ze śniegiem trwa, przeczytałem w "Fakcie",
wujek Sam na posterze w oczy patrzy: a ty,
czy nadążasz? Co górą, opiłki czy płatki?
Czy show samoistnie wyłoni się z mgły

czy też z dymu kadzidła, gdy kapłan wyciągnie dłoń?
To chaos jest bogiem, gdy z ostatniego rzędu
w żaden sposób nie można dociec „skąd”,
gdy trwanie polega na niezliczonych dotknięciach.

Z ostatniego rzędu obraz jest zamazany.
Czy św. Franciszek trzyma dziecko w rękach,
czy jest podtrzymywane przez niewidzialną protezę?
I nie sposób dociec, czy to święty

podnosi je w górę, czy raczej to dziecko
wyciąga ręce ku szyi, chcąc go udusić.
I co ja mam z tego? Harmonię płatka śniegu?
Czy też może ciepło plastikowej łuski?

piątek, 18 lutego 2011

Dwa wiersze o prawdzie

Maciej Woźniak

Richter

Wolisz żałować, że tak, czy żałować, że nie?
Rozdziel to między ręce. Na mankietach

koszuli zaczyna się ciało, nie wcześniej. Wcześniej śnieg
i na chórze blaszany widliszek. Dynamo

oświetla wnętrze kościoła, księżyc jak ucięta
głowa dziecka w garnku. Potem boso

w górę tych schodów, którymi salwa za salwą
schodzą podkute buty. W nadgarstkach

przerzuca papiery biuro paszportów,
za pazuchą rośnie kolejka. Lewa: po co

Menard pisał jeszcze raz Don Kichota?
Prawa: czy to prawda, że Samson

zabił tysiąc Filistynów oślą szczęką?
Skoro tak jest w Biblii, to więcej niż prawda.

z: Ucieczka z Elei, WBP, 2010




______________________________________________________________________


Teresa Radziewicz

wiersz który nie może mieć tytułu

pozwalała nie mówić
bo to co nienazwane
nie istnieje

kiedy dziwił się tłumaczyła
– przyjaciele są właśnie po to
żeby do nich milczeć

czasem

nawet pozwalała milczeć
żeby się było trochę tak na niby
jak pisze się trochę tak
jak nie jest

z: Sonia zmienia imię, Kwadratura, 2011

czwartek, 17 lutego 2011

1:0

pozwolę sobie szkole w Żegotach pogratulować wygrania pierwszej rundy walki z głupotą urzędniczą. Mam nadzieję że już teraz pójdzie z górki:)

http://zegoty.blogspot.com/2011/02/podziekowanie.html

wtorek, 15 lutego 2011

Russian rock poetry, part two

ДДТ "Черный пес Петербург"

Черный пес Петербург - морда на лапах,
Стынут сквозь пыль ледяные глаза.
В эту ночь я вдыхаю твой каменный запах
Пью названия улиц, домов поезда.
Черный пес Петербург - птичий ужас прохожих,
Втиснутых в окна ночных фонарей.
На Волковском воют волки, похоже
Завтра там будет еще веселей.
Пр.
Этот зверь никогда никуда не спешит.
Эта ночь никого ни к кому не зовет.
Черный пес Петербург - я слышу твой голос
В мертвых парадных, в хрипе зонтов
Твои ноты разбросаны всюду как ворох,
Капли крови на черствых рублях стариков.
Черный пес Петербург - крыши, диваны,
А выше поехавших крыш пустота.
Наполняются пеплом в подъездах стаканы.
В непролазной грязи здесь живет пустота.
Пр.
Черный пес Петербург - рассыпанный порох
Тайны этих стен гробовой тишины
Дышит в каждом углу по ночам странный шорох
Здесь любой монумент в состоянии войны
Черный пес Петербург - время сжалось луной
И твой старый хозяин сыграл на трубе.
Вы молчите вдвоем, вспоминая иное
Расположение волн на Неве.
Черный пес Петербург - ночь стоит у причала.
Завтра в путь я не в силах судьбу отыграть.
В этой темной воде отражение начала
Вижу я, и как он не хочу умирать.
Черный пес Петербург - есть хоть что-то живое
В этом царстве облеванных временем стен?
Ты молчишь, ты всегда в состоянии покоя
Даже в тяжести самых крутых перемен.
Пр.* 2



DDT - Czarny pies Petersburga

Czarny pies Petersburg kładzie mordę na łapach
Stygną wśród kurzu jego oczy z lodu
Tej nocy będę wdychał twój kamienny zapach
Pił nazwy ulic i numery domów

Czarny pies Petersburg, gęsia skórka mieszkańców
Widzianych w oknach ulicznych latarni
Na Wołkowskim straszny śpiew psów bez kagańców
Jutrzejszej nocy będzie jeszcze fajniej


To zwierzę
Nigdy i nigdzie
Się nie spieszy
Ta noc
Donikąd, nikogo
Nie woła


Czarny psie Petersburg, słyszę dźwięk twego głosu
W zbutwiałych drzwiach frontowych, skrzypieniu zawiasów
Masz karty z nutami rozrzucone jak włosy
Kropelki krwi na banknotach starców

Czarny pies Petersburg, sufity, tapczany
I pustka nad nierównymi sufitami mieszkań
Napełniają się kurzem opuszczone bary
A w całym tym brudzie harmonia szaleńcza

To zwierzę
Nigdy i nigdzie
Się nie spieszy
Ta noc
Donikąd, nikogo
Nie woła

Czarny pies Petersburg, i proch rozsypany
Tajemnica ścian tej ciszy grobowej
Nocą w każdym kącie szept słychać przez ściany
W stan wojny postawiony został każdy pomnik

Czarny pies Petersburg, zapłonął księżyc
Pijany gospodarz powitał was śpiewem
Wy w milczącej walce chcecie się zmierzyć
Ze zmieniającym się prądem na Newie

To zwierzę
Nigdy i nigdzie
Się nie spieszy
Ta noc
Donikąd, nikogo
Nie woła

Czarny psie Petersburg, noc wyrusza z portu
A ja nie mam już sił do drogi powrotnej
Choć tej ciemnej wodzie dostrzegam początek
On daje mi siłę by dać się ponieść

Czarny psie Petersburg, czy ktoś mnie tu słyszy
W tym carstwie ciągle przez czas opluwanym?
A ty nadal jesteś uśpiony, ty milczysz
Nawet gdy wielkie się dzieją przemiany

To zwierzę
Nigdy i nigdzie
Się nie spieszy
Ta noc
Donikąd, nikogo
Nie woła

http://www.youtube.com/watch?v=R69hvEmCaWc


Tłumaczenie własne

niedziela, 13 lutego 2011

Russian rock poetry, part one

ДДТ Не Стреляй

Не стреляй в воробьев, не стреляй в голубей,
Не стреляй просто так из рогатки своей
Эй, малыш, не стреляй и не хвастай другим,
Что без промаха бьешь по мишеням живым.

Ты все тиры излазил, народ удивлял
Как отличный стрелок призы получал
Бил с улыбкой, не целясь, навскидку и влет.
А кругом говорили: Вот парню везет!

Не стреляй! Не стреляй!
Не стреляй! Не стреляй!

И случилось однажды, о чем так мечтал -
Он в горящую точку планеты попал,
А когда наконец-то вернулся домой
Он свой старенький тир обходил стороной
И когда кто-нибудь вспоминал о войне,
Он топил свою совесть в тяжелом вине.
Перед ним, как живой, тот парнишка стоял,
Тот, который его об одном умолял:

Не стреляй! Не стреляй!
Не стреляй! Не стреляй!


DDT - Nie strzelaj

Chwalił mi się chłopiec że ustrzeli wróbla
I gołębia, gdyby chciał, trafi bez pudła
Mówiłem „Nie rób tego, to nie powód do dumy
Że do tarczy żywej postrzelać sobie umiesz”

Zgarniał wszystkie cele, kumple podziwiają,
Na strzelnicy sportowej wyniki doskonałe
Z uśmiechem, w skupieniu, w cel i bez celu
Koledzy zazdroszczą, też chcą tak strzelać

Nie strzelaj!
Nie strzelaj!

I zdarzyło się raz to, o czym tak marzył
Znalazł się w centrum najgorętszych zdarzeń
Gdy z powrotem odnalazł swój kraj i ulicę
Już nie chciał dalej chodzić na strzelnicę

I gdy tylko ktoś wspomniał mu o wojnie
Nic nie mówił, lał wódkę, drżały mu dłonie
Przed nim ten sam chłopak się objawiał
Który tylko jedno chciał wtedy wybłagać

Nie strzelaj!
Nie strzelaj!


http://www.youtube.com/watch?v=is1dp9FjDxw&feature=fvw

wersja subiektywnie tłumaczona: Jakub Sajkowski

sobota, 12 lutego 2011

Psychologia głębi

Czy jesteś pewien, poeto,
że chcesz przykładać chłodny skalpel
do intymnych miejsc? Przecież

już o tym zapomniałeś, rzuciłeś w kąt,
jak koc, brudny i zawszony. Kawałek dalej
kompletna nieprzystawalność światów.

Widać ją dopiero wtedy,
gdy wszystko trzeba spisać. Mówisz:

chodź do mnie, ja mówię: jeszcze ostatnie zdanie,
lecz kiedy kładę się wreszcie obok,
ty już dawno śpisz.

wtorek, 8 lutego 2011

Nie wszystko zmienia się w kamień. Wywiad z Ewą Brzozą-Birk

14.11.09, w Poznaniu, miała miejsce promocja debiutanckiej książki Ewy Brzozy-Birk. Spotkanie przebiegło w świetnej atmosferze, autorka przeczytała swoje bardzo dobre wiersze, przy tym ciekawie, z poczuciem humoru, opowiadała o poezji w Danii, o jej nowym kraju, oraz o swoich wierszach. Ja miałem tuż przed spotkaniem, okazję do prywatnej rozmowy, face to face z poetką – zapraszam do lektury.

____________________________________________________________________

Kochany, może pojadę do Twin Peaks, mapę rozłożyłam na szynach. Oraz drugi cytat - Rozhuśtam most. Szyny to nie jest najbezpieczniejsze miejsce na rozkładanie mapy. Bezpieczniej jest również przechodzić przez most stabilny, a nie rozhuśtany. Co Cię tak pasjonuje w niebezpieczeństwie?


Nie wiem czy to jest niebezpieczeństwo. Sprawa polega na tym, że całość tego tomiku jest pożegnaniem z etapem podjęcia decyzji wyjazdu z Polski. Ten tomik jest zakończony. Być może jeszcze pojawią się wiersze, które do tego nawiążą, ale generalnie wiersze w tomiku, to zamknięcie pewnego epizodu, bardzo ważnego w moim życiu. Czyli po prostu wyjazdu z Polski. Ja pochodzę z opiekuńczej rodziny i ten wyjazd jawił się dla mnie jako wyjazd w kosmos, niemalże. Dlatego może właśnie wszystkie nawiązywania, mapa na torach… To był pociąg, pociąg do Świnoujścia, z Warszawy, później prom do Danii, w związku z tym było to dla mnie przeżycie, wiesz, ekstremalne. Poza tym, jestem po polio, chodzę o kuli, więc dlatego też „rozhuśtam most” – jak kocham, to kocham, a jak chodzę, to się kołyszę (śmiech).


Czyli to są wiersze bardzo osobiste?


Oczywiście, no bo ja w ogóle piszę "osobiście". To są wszystko reminiscencje, wiesz, spotkania z ludźmi, i z tego, co ja w życiu doświadczyłam. Podmiot liryczny tego tomiku to tak naprawdę ja, ludzie, których spotykam, ja, która się borykam z jakimiś swoimi sprawami i problemami. Piszę o ludziach mi bliskich – o moich przyjaźniach, mężach, o moich byłych narzeczonych, córce, bo te osoby podarowały mi swoją cząstkę, która jest obecna w moim życiorysie. I te części, to własnie ja.


Czy to nie jest tak, że główny punkt ciężkości tego tomiku jest po stronie podróży i emigracji?


Absolutnie emigracja i, tak jak powiedziałam, to jest mój rachunek sumienia – ponieważ to była też, w jakimś sensie, ucieczka z kraju. W związku z tym , jak sadzę, chciałam zrozumieć dlaczego to się stało, patrząc po latach, czy może sama przed sobą chcę się usprawiedliwić?… Nie wiem. Daję to pod rozwagę Czytelnikowi. Tomik jest przemyślany - każdy wiersz nawiązuje do jakiegoś kolejnego etapu .


A jednak, masz w tomiku zdanie „tworzę niewiarygodne historie”. Ile w tym wszystkim kreacji?


Oczywiście, kreacja jest. Po latach pewne rzeczy się "koloruje", tak działa ludzka pamięć... i te historie rzeczywiście mogą brzmieć niewiarygodnie. To też jest tak, że żyję wśród Duńczyków i dla nich opowieści z Polski są niewiarygodnymi historiami. Oni po prostu nie rozumieją, jak można wyjechać z własnego kraju. To jest dla Wikingów nie do pojęcia. Dla nich absolutnie niewiarygodna historia. Dla mnie wszystko, o czym napisałam, stało się, ale żeby złapać dystans, w wierszach można odczytać dużą dawkę autoironii.



Zdarzały Ci się teksty "nawiązujące". Może nawet nie w tomiku, ale pisałaś teksty o Sylvii Plath, o Josifie Brodskim… Jakie są Twoje inspiracje literackie?


Pisząc poezję, możemy nawet podświadomie nawiązywać do swoich mistrzów, do osób, których pisanie nas kiedyś zafascynowało i tak dalej. Dla mnie „Szklany klosz” i później, jak poznałam język angielski, czytanie w oryginale wierszy Sylvii Plath – ale także i wspomnień, ponieważ kocham biografie – po prostu gdzieś tam musiało pozostać.


Czyli głównie konfesja i głównie Sylvia Plath?


Konfesja tak, ale nie do końca Sylvia Plath, bo to jednak była słaba baba.


Nie mówię oczywiście o osobowości, mówię o pewnym klimacie.


Myślę, że zostawię to Czytelnikom. Jeśli znajdziecie jakieś ślady Sylvii, Brodskiego –ucieszę się . Bardziej Bukowski, Berryman, bardziej takie klimaty, już później. Ale absolutnie nie neguję fascynacji z młodości. Myślę, że w pisaniu najważniejszy jest własny styl - to już, myślę, osiągnęłam. Jedni mówią, że to jest fajne, drudzy, że wręcz przeciwnie, bo jak można się tak „wybebeszać”. Okazuje się, ze można (śmiech).


A fascynacje aktualne – czy masz jakiegoś pisarza, który Cię ostatnio powalił? I czy masz poetę/pisarza, który może nie tyle jest grafomański, ale Cię jakoś odrzuca?


Polski czy zagraniczny?


Może być polski, może być zagraniczny.


W tej chwili odchodzę od poezji "poezyjnej", tej, którą tak dobrze znamy i , uważam , za często, i za bardzo gloryfikujemy. Przede wszystkim kręci mnie antypoezja, taki na przykład James Tate i pod różnymi nickami, na nieszufladzie, próbuję przedstawić ten rodzaj wierszowania.


Wróćmy do Twoich wierszy. W jednej z opinii o Twoich tekstach Edward Pasewicz powiedział, „że w tych wierszach jest miejsce na czułość i drapieżność”. Co wolisz bardziej -czułość czy drapieżność? A może oba?


Jedno i drugie, bo wiesz, jestem ciepłą kobietą (śmiech). Zostawiam, mimo że to jest mocne i drapieżne, jakiś moment nadziei, coś, co człowiekowi może zapalić światełko, tak myślę. Jedno nie może istnieć bez drugiego, bo tak naprawdę ja się nie godzę na zło, gdy piszę o sytuacjach ciężkich, o problemach, wiem, że jest to droga, przez którą każdy musi, tak czy inaczej przejść, coś , co być musiało, żebym coś ważnego zrozumieć, więc niczego nie żałuję i podchodzę, po jakimś czasie, do tych życiowych prób z sercem, czułością .


Jak to jest z tym Internetem? Z jednej strony czasem na niego psioczysz, a z drugiej strony, wydajesz sie do niego przywiązana.


Jesetem uzależniona od Internetu. Nadaję z krainy wiecznych lodów emocjonalnych i intelektualnych, internet, to jest jedyne miejsce, w którym się czuję sobą i czuję się świetnie – poznałam wspaniałych, fascynującyh ludzi, poza tym nigdybym nie zafunkcjonowała jako poetka, gdyby nie było Internetu. Ja się tak panicznie bałam papieru. Pisałam wiersze od 13 roku życia, ale dopiero Nieszuflada ze mnie wycisnęła wszystkie soki...nieszufladowcy mnie zdopingowali swoją krytyką, nigdy bym nie była swoją poezją tu, gdzie teraz jestem bez Nieszuflady. O poezji-polskiej nie mówię, bo to był mezalians, raczej nieprzyjemny.


Jak ludzie mają pisać, gdy zaczynają?


Dlatego powiedziałam, Jakubie, gdy to jest 10 wierszy, no, 100, mogę się zgodzić, że ktoś się rozkręca, szuka. Ale jeśli jest 300 – to już zaczynam się pytać, po co? Ludzie mówią, nie jestem poetą, tylko sobie piszę… Na pewnych portalach terapeutycznych typu „bej” może to jest fajne. Ale na przykład – www.poezja-polska.pl - gdzie jest „poezja” w nazwie, jakby wizytówka poezji polskiej, to może krew człowieka zalewać. Ja mam znajomych Duńczyków, którzy również nauczyli się języka polskiego i również czytają poezję polską. To powinno brzmieć dumnie. Poza tym, jeśli czytam z rzędu10 wierszy , które są słabe, jak dziesiąte parzenie herbaty albo mocno znajome w moim pojęciu (bo być może się mylę, ale skoro się nudzę, ziewam i wkurzam, to coś nie tak, prawda?...), bo pobrzmiewają "wojaczkowato", "herbertowsko" czy "różewiczowsko", to mi się odechciewa. Uważam, że należy szukać swojego stylu, a nie kopiować z benedyktyńskim samozaparciem...


Czas na pytanie puentujące i znowu cytat: Chcę poznać tajemnicę/dlaczego rzeczy tracą połysk./ Nie wszystko zmienia się w kamień. A więc - co można zgłębić, a czego nie można?


Ciekawe pytanie. Z jednej strony rzeczy tracą połysk, z drugiej - chciałoby się, by pewne wartości były zachowane, chociaż są weryfikowane czasem twardo przez życie. Wszystko ulega weryfikacji, wszystko przemija. To, że czuję się cały czas młoda duchowo, wiele razy wkurza moje ciało … Ale pewne wartości, a przede wszystkim miłość, ale miłość rozumiana w bardzo szerokim pojęciu, Kubo, nie powinna się zdewaluować ani przeminąć, bez względu na czas, bez względu na życiowe pułapki. Na szczęście w nas jest tak wiele dobra, radości i światła. Mimo ciężkich przeżyć, doświadczeń, które mnie dotknęły , mówię ludziom , że – kurczę – wciąż jeszcze tysiące fajnych spraw do przeżycia i warto temu poświęcić swój czas, szukać. Pisanie jest moją wielką pasją, nadal z dreszczem emocji wysyłam wiersz na Nieszufladę. Nie wszystko zmienia się w kamień, pamiętajcie - czyli bądźmy wierni sobie, i temu, co kochamy. Ech, poleciało patosem, ale tak uważam. I się tego nie wstydzę.


Skoro się nie wstydzisz, to tym optymistycznym akcentem kończę i dziękuję Ci za rozmowę.


Również bardzo dziękuję.


Rozmawiał Kuba Sajkowski

poniedziałek, 7 lutego 2011

Iskry

I życia przybywa jak wiosennej wody

Emil Laine



Kształt podobny do jaskółki uczynił
tę wiosnę, obudził w rynnach utopki.
Poskromiona wueska czekała w stodole
na przypływ mocy, na dyskotekę,
gdzie tutejsze bzykały się z chłopcami
z placu broni. Ty nie przyjechałeś.

Znowu zabrakło węgla. Ziąb trzymał
nas w kupie wokół żeliwnego piecyka.
Dziadek porąbał wszystkie balaski.
Babka omiotła progi święconą palmą.

Przewody iskrzyły. Przybywało wilgoci
pod tynkiem. Piecyk zrzucał patynę.
Pierzyna zapachniała wiatrem.
W niej kotłowały nieopierzone lęki.

Ile jeszcze musi przelać się tej wody,
abyś odżył po kłótni z pijanym ojcem,
gdy kształt podobny do jaskółki spadł
z dachu, zahaczając o transformator?


Wioletta Grzegorzewska, z tomu Inne obroty

niedziela, 6 lutego 2011

Poezja kłamie? A niech sobie kłamie! Michał Nowak, „Historie Powszechne”

(uwaga, laurka!)


Przyznam szczerze że rzadko mi się zdarza debiut tak wyczekiwany jak książka Michała Nowaka. Jego wiersze poznałem na portalach internetowych już dobre parę lat temu – od dawna im kibicowałem, wiele z nich uznawałem za prawdziwe perły wśród wszędobylskich internetowych śmieci, dlatego też informacja, że „Historie powszechne” w końcu ukażą się w Bibliotece Arterii, była dla mnie bardzo pozytywną wiadomością. To, co mnie w nich ujęło od początku, jeszcze przed dostaniem do łapek „Historii Powszechnych”, to nieustające wrażenie autentyczności, naturalności opowiadanej w wierszach historii. I jakby na przekór temu, zanim jeszcze wejdziemy w „Historie..”, autor robi zastrzeżenie: najpierw mottem z Miłosza, o „niedokładności opowiadanej historii” i „późniejszym obrastaniu jej legendą”, a potem przypomina znane powiedzenie historyków „kłamie jak naoczny świadek”.

A więc autor niemal od początku kryguje się, albo zaznacza, że to wszystko co opowie w książeczce będzie ściemą, grą. Tylko czy w ogóle da się opowiedzieć historię, nie pomijając żadnego szczegółu? Poza tym, jest chyba rzeczą oczywistą, że historia włożona w ramy formy artystycznej, na przykład poetyckiej, musi być w pewien sposób dostosowana do formy, nawet jeśli jest to opowieść oparta na faktach, to musi mieć określony porządek, który jest, bądźmy szczerzy, wykreowany sztucznie. Nie przez wydarzenia, ale przez poetę. Więc nie tego wymaga się od piszącego – prawdy, tylko ewentualnie iluzji prawdy, iluzji autentyczności, lub też wciągnięcia w opowieść zupełnie fantastyczną.

W przypadku wierszy Michała Nowaka ta iluzja autentyczności jest wręcz – przynajmniej dla mnie – idealna. Michał Nowak ma, po pierwsze, niesamowity dar opowiadania historii. To są opowieści hipnotyzujące, wciągające, tętniące życiem, szczegółami, szczególikami – a przede wszystkim emocjami. Po drugie, są to rzeczywiście, jak sugeruje tytuł, „Historie powszechne”. Michał Nowak dotyka problemów prawdziwych, osadzonych głęboko w „tu i teraz”, i nawet jeśli bardzo często dotykają problemów dramatycznych, takich jak choroba, śmierć, bądź bycie na granicy śmierci, robią to w sposób tak bezpretensjonalny i naturalny, że znacznie więcej jest – przynajmniej dla mnie – szansy na wzruszenie niż odrzucenia sztucznością i teatralnością.

Nie ma tu w tym wszystkim znaczenia dla mnie czy – jak utrzymuje w blurbie Radek Wiśniewski, Michał Nowak jest rzeczywiście „z domu Rozenberg”, czy to jego dziadek, jego wujek, jego mama, i czy rzeczywiście istnieje dziewczyna, która umiała „zrobić supełek na ogonku wiśni”, jak poeta-kłamca pisze w „Wierszu fabularnym 2006”. Dla mnie „Historie powszechne” są tomem wciągającym i poruszającym, nawet jeśli każde jedno słowo z tego tomu to bujda na resorach.









z pamiętnika Erny Pfannestiel-Walisch


''Ta w ciąży biła leżącego na deskach młodego chłopca czymś twardszym niż pejcz, z czym się nie rozstawała, bo z głowy lała się krew i już nie dawał znaku życia, reakcji na razy. Spocona zziajana twarz bestii, nie do zapomnienia.''



dziś rano młody mężczyzna pomógł mi z zakupami i choć wcale aż tak
ciężko nie miałam (kupiłam sałatę pomidor makaron i tylko mąkę na ciastka)
sprawiło mi to radość

'przed południem, w fotelu przy oknie podglądałam sikorkę czujną na krawędzi
dachu i kocura śpiącego w ogrodzie pomyślałam że umieć znaleźć pierwsze dni
wiosny to znaczy pogodzić się z Bogiem

po południu' po II śniadaniu do piętnastej przegląd prasy (poruszył mnie
bardzo artykuł o San Pedro de Cutud) później dwie godziny drzemki przy muzyce

położyłam się wcześniej niż zwykle tuż po serialu tym razem nikt do mnie nie przyszedł






czasem to proza otwiera wiersz

spotykam ją przy tych dwóch biednych misiach na Solidarności albo
pod plakatem auchan przy pięćset dwunastce w który gapię się
rano w dni robocze

nie widzieliśmy się z 10 lat a wydaje się że niedawno
jeszcze piliśmy wino w parku na dole a potem
gziliśmy się w trawie zamiast pójść na wykład
z romantyzmu

.......................................................

Ja przez ten czas mieszkałam na Marymoncie
byłam bardzo chora i sama z guzem w moim mózgu
jak raz pomiędzy mnie a świat wdarły się stal i szkło
naświetlanie pozbawiło mnie światła
chemia wysuszyła i obróciła w proszek chemię z moich
zapachów i słów choć rozpłakałam się
dopiero na widok włosów na podłodze
pamiętasz je miękkie czarne aż do pasa?


.............................................................

włażę po schodach na 4 piętro (pytam: jeszcze
masz tego starego kundla przybłędę?
a szkic węglem ze staruszkiem łupiącym orzechy
który tak lubiłaś?) niosę dwie butelki
białego wina i cokolwiek

żeby zagryźć przegryźć się







list otwarty

i choćbym nawet rozumiała to co w tobie za ciebie pisze powieść
nie wierzę żebyś to ty sam pisał tymi słowy: zaczęło się

zbudowano pawilon11 a okoliczne domy jeziora lasy mieszane
zasypano ludzie duszą się pod gruzem przez wiele tygodni

choćbym i nawet to zrozumiała zostanę z Tobą najwyżej
zacznę palić i pić będę nocami chadzać mostem śląskim

nauczę się patrzeć w wodę abyś tylko przyszedł do mnie
ciało nosić będę w czerni i kochać cię jakoś tak na zawsze

abyś tylko przyszedł do mnie mieszkam pod nr ∞ to mały domek
między brzozami poznasz na pewno bo jest nie skończony

wystarczy powiedzieć że pijani robotnicy krzywo przykuli
tabliczkę z nr 8 mieszkam pod ósemką słyszysz mnie?

chodź jestem gotowa przyjęłam pozycję rozgrzane mam policzki
i uda abyś tylko przyszedł do mnie zerżnął nadał rytm



Michał Nowak, Historie powszechne, Biblioteka Arterii 2010 (dostępne z czasopismem "Arterie")

wtorek, 1 lutego 2011

Dwa wiersze o wodzie

Wiersz z wodą w tle

Justyna Radczyńska

Wenecja ma kształt ryby

Mam 40 lat i myślę o śmierci w Wenecji.
Nie. Nie przejmuję się teraz Holocaustem,
Inkwizycją ani Cudem nad Wisłą.
Historia mojego życia jest krótkotrwała.

Dopiszę już do niej
najwyżej modlitwę przedśmiertną,
ale bez okoliczności w rodzaju:
kiedy będę umierać...
Tylko wprost w gotowość.

Mnożą się klucze i dziurki do nich.
Nie tylko tunele drzwi, dachy okien
ale i klamki z podłóg.

Nawigator na moje urodziny
podaje mi wino musujące z Billi.
Zakupił dla mnie czteropak
i prezent "wenecką odwrotność".

Szukając lustra wyciągam z pudła
szklany balon. Nawigator
oczekuje pochwał, bo widzisz,

Nie możesz go przekłuć
ale możesz rozbić.

Z tomu "Nawet" - Zielona Sowa, 2006
__________________________________________________________________


Wiersz z wodą w ustach

Joanna Dziwak

Skurcze

Przyszłam tu nabrać dystansu. Znów chodzi
o ciebie. Nabieram więc
wody w usta. Nic nie powiem, nabieram
powietrza – tysiąc kalorii. Nabieram wody.

Nagłe zwroty akcji lubię tylko przez
szybkę. Przez okno patrzę na świat, na sąsiadkę
z bloku. Żyjemy w zgodzie, czasem parę słów
na schodach, nic więcej. Nabieram dystansu

na powierzchni ośmiu metrów kwadratowych
to nie trudne. Masz
tu wszystko: książki, po które biegłam w deszczu,
mnie. Nabieram wody. W ustach: język
za zębami, dziwnie chłodny głos w słuchawce,
sygnał. Nabieram powietrza.

Z tomu "sturm & drang", Zeszyty Poetyckie, 2010