niedziela, 26 grudnia 2010

Clue tego zdania to trup. Wywiad z Jakobe Mansztajnem

Zdarza się że debiutanci traktują swoją pierwszą książkę jako zamknięcie pewnego etapu, czy to w pisaniu, czy też debiut ma być rozliczeniem z jakimś okresem w ich życiu. U Ciebie, o ile dobrze widzę, również coś takiego występuje, jednak Ty zdajesz się kwestię "zamknięcia" traktować szczególnie brutalnie. Zrobiłem sobie szybkie porównanie i wyszło mi, że bardzo niewiele książek debiutanckich, przynajmniej tych, które ja czytałem, w takim stopniu dotyka tematu śmierci jak Twój tomik. Nie będę tutaj określał, czy jest to śmierć metaforyczna, czy raczej śmierć konkretnego człowieka - ale chciałbym zapytać: co jest takiego, co należy uśmiercić już na starcie, bo debiut jest swego rodzaju startem? Dlaczego clue tego zdania to trup, skoro tym zdaniem w pewien sposób witasz się z czytelnikami?


U mnie motyw rozliczeniowy przegrywa jednak z zamysłem koncepcyjnym, książka nie ukazałaby się w takim kształcie, w jakim się ukazała, gdyby miała być jedynie podsumowaniem pierwszego mleka pod wąsem. To są zawsze chwilowe, efemeryczne idee. Chodzi o szerszą perpektywę, w której schyłkowość mruga do ciebie z każdego przedmiotu, każdego doświadczenia, każdego śladu pamięciowego. Do tego dochodzi jeszcze upadek ustroju politycznego, który rozgrywa się gdzieś tam w tle. Jest w tym może nawet coś sartre'owskiego, dla którego doświadczenie końca, schyłku, śmiertelności jest pierwszą refleksją filozoficzną w życiu każdego człowieka. Oczywiście przyszła mi do głowy myśl, że trochę strzelam sobie w stopę, zaczynając swoją twórczość od pisania o końcu, ale znowuż żaden inny temat nie fukncjonował w mojej głowie i nie funkcjonuje nadal w kategorii obsesji, dla której warto. Śmierć jako postępujący koniec wszystkiego jest właśnie moją obsesją, dlatego nie mogłem inaczej.


Zdarzało mi się wchodzić na Twojego bloga; przyznam, rzadko go czytałem i pobieżnie, ale gdzieś tam mi mignęła informacja, że miałeś problem z tytułem dla tomiku. Ostatecznie stanęło na "Wiedeński high life" - który przedstawiany jest cokolwiek ironicznie, jako wsuwanie dropsów przy osiedlowym kiosku; dlaczego właśnie scena z wsuwaniem dropsów, jakby pośrednio, staje się kluczowa do odczytania tak ważnej części tomu, jaką jest tytuł (chyba że w ogóle tytuł nie jest tutaj taki ważny)? W kontekście tego, co powiedziałeś o śmierci, sam tytuł "Wiedeński high life" może nie jest aż tak oczywisty, natomiast już scena z wsuwaniem dropsów dla zabicia czasu mogła by zostać napisana przez Becketta ;)


Tytuł ma znaczenie zasadnicze. Działa jako antyteza wobec treści w książce, w ten sposób rzeczywiście staje się ironiczny. Sprawy bowiem dalekie są od high life'u, do tego stopnia dalekie, że wsuwanie dropsów w okolicznościach chwilowej beztroski i spokoju jawi się jako coś szczególnie pięknego i wartego utrwalenia. W końcu w tle rozgrywa się koniec świata

W tomie przewijają się dwie postaci. Pierwszą jest niejaki Marcin, drugą niejaki Siwy. Z Marcinem - sprawa jest niby prostsza, bo nawet jeśli Marcin po śmierci maszeruje do nieba, to jest to "pustka z wygodami", co mogłoby pokazywać stosunek peela do tych wszystkich powszechnych kulturowo koncepcji życia pozagrobowego, itp, itd. Z drugiej strony, dlaczego zatem piszesz, że
"Marcin jest w wierszu niebezpieczny"? Co pozostaje po śmierci Marcina? Wspomnienie o Marcinie? Obsesja Marcina? Obsesja śmierci w ogóle? A może jednak zupełnie nic, czyli pustka z wygodami?



Jest jeszcze trzecia postać - Mansztajna, który najpełniej ujawnia się w trzeciej części. Ale do rzeczy - "Clue tego zdania do trup" to tytuł drugiej części książki, w której na oczach czytelnika umiera chłopiec. Chłopiec ma na imię Marcin i zamiast odstawić łyżkę po jednym tekście, ten umiera przez kilkanaście. Ja zresztą niedawno powiedziałem, że to tak jak w życiu - człowiek nie kończy się w momencie śmierci, on umiera w swoich bliskich jeszcze długo, umiera niekiedy całe ich życie. Podobnie Marcin wierci się w oku jak ta łza, która nie chce wypłynąć. Co po nim pozostaje? Na pewno ta książka. Nie wiem natomiast, co Marcin pozostawia w poszczególnym czytelniku - trzeba by zapytać. Co do twojego pytania zaś - nie ma tu sprzeczności. Wręcz przeciwnie: skoro Marcin tak jawnie maszeruje w pustkę z wygodami, to jest tym niebezpieczniejszy, innymi słowy - im głośniej i dobitniej kwestionuje mit życia pozagrobowego, tym skuteczniej chwieje poczuciem bezpieczeństwa, przeciska się przez gałkę oczną w bezpieczny świat ludzi żywych i mówi: wielki pusty brzuch jest głodny, ziemia jest głodna i czeka.


Piszesz, że jest jeszcze Jakobe Mansztajn… Ale ja tym razem nie tyle o charakter tej postaci, co sam fakt pojawienia się Mansztajna jako bytu, w pewnym sensie, alternatywnego. Oczywiście to nic rewolucyjnego podpisywać książkę pseudonimem, ale jest to z pewnością rzadkie wśród młodych autorów. Najczęściej młodzi poeci, nawet udzielający się w Internecie i używający tzw. nicków nie decydują się na pójście o krok dalej i używanie nicka jako pseudonimu artystycznego; to taka mała dygresja, ale widać wyraźnie, że skoro Jakobe Mansztajn występuje w książce jako bohater i to w trzeciej osobie liczby pojedynczej, przynajmniej w tytule jednego z tekstów, to czy traktujesz Jakobe Mansztajna – Ty, jako osoba podpisująca się w urzędzie, oficjalnie, zupełnie inaczej – jako swoiste alter ego? W jakim stopniu osoba podpisująca się pod tomikiem jest ta sama, a w jakim stopniu inna od tej wypełniającej NIP w urzędzie skarbowym? A może to po prostu dwie strony tego samego medalu?


Wiesz, człowiek nie ma jednej twarzy, jest kim innym na poczcie, kim innym w łóżku z kobietą i jeszcze kim innym, kiedy siada nad kartką papieru, aby coś napisać. Mansztajn jest tą bezkresną częścią mnie, która odpowiada za doświadczanie świata i przepisywanie tego doświadczania na język literatury. Jestem zarazem swoim własnym bohaterem, obracam w palcach wspomnienia jak stare monety, wycinam kawałki z brystolu, stanowię przedmiot własnego zainteresowania. Ale i samo nazwisko, które brzmi żydowsko jak tylko może, nie wzięło się z powietrza, a z długiej historii mojej rodziny. Która to historia powoli zresztą zatacza koło, wuj na powrót jął studiować Stary Testament, a babka jak jakaś przekupka na rynku woła nieprzerwanie "Jahwe", jakby chciała nas w ten sposób zachęcić do pogłębionej religijności. Dziadek, który najpierw męczył się w obozie u Niemców a następnie z komunistami, gdyby tylko żył, już dawno wziąłby sprawy religii w naszej rodzinie w garść. Jest jeszcze inna rzecz: kiedyś postaci pochodzenia żydowskiego regularnie zmieniały swoje dane na brzmiące bardziej polsko, wiadomo – mogłeś dostać wpierdol za niewinne "witz" na końcu nazwiska, dlatego proszę bardzo, wychodzę na pierwszy front i czekam, aż ktoś podejdzie z pięściami.


Jesteś osobą, przynajmniej przez swojego bloga, nadal aktywną w Internecie. Mimo to jednak widać u Ciebie pewną prawidłowość, dotyczącą wielu innych debiutantów: zaczyna młody, zdolny poeta na tzw. portalu internetowym, publikuje jakiś czas, szlifuje warsztat, a potem jakby uznaje że nie można cały czas wrzucać tekściki na portale, z których rezygnuje na rzecz prasy papierowej, potem publikacji książkowych, etc, etc. Czy te wszystkie portale to synonim piaskownicy/szkółki/przedszkola poetyckiego z którego co bardziej zdolni powinni prędzej czy później zrezygnować na rzecz bardziej prestiżowego papieru? Czym jest Internet dla literatury? Rzeczywistą przestrzenią do dyskusji czy siedliskiem grafomanii i trollizmu?


Gdybym uważał internet jedynie za siedlisko grafomanii, poszukałbym sobie innego miejsca, naprawdę. Z internetem jest oczywiście tak, jak z całą resztą – dominuje miałka przeciętność, ale ja miałem akurat szczeście, że zahaczyłem o ten moment funkcjonowania portali, kiedy można było jeszcze posłuchać sensownej krytyki albo przeczytać wspaniały wiersz. Na przykład jakiś lokomocyjny tekst Adama Pluszki. Pamiętam też niestrudzonego Macieja Woźniaka, któremu się chciało i który uprawiał wyjątkowo rzeczową krytykę. Albo Łukasza Stadnickiego, który potrafił przekonywająco odpowiedzieć na pytanie, dlaczego coś jest dobre albo właśnie wręcz przeciwnie. To były fajne czasy, nie wiem, jak jest teraz, wiem natomiast, że kiedy rezygnowałem z publikowania w internecie, na portalach środek ciężkości coraz silniej przesuwał się w stronę regularnego dopierdalania sobie i jakichś gierek podjazdowych. Inną natomiast jest rzeczą, że ja swój język i swoją wrażliwość rozwijałem i kształtowałem nie w oparciu o internet, a lekturę papierowych książek i rozmowy z realnymi ludźmi. Czyli old-fashioned way. Internet za to otwiera drzwi i ciebie na ludzi – jeśli jesteś dobry, prędzej czy później zadzwonią z jakąś propozycją.


Pytanie przedostatnie, nieco osobiste. Twój debiut nie jest tym, co zwyczajowo określa się „późnym debiutem”, bo nie wydajesz go po trzydziestce. A jednak, wystarczy spojrzeć na daty Twoich tekstów, na przykład, wklejonych na poema.art.pl. To są teksty sprzed pięciu-sześciu lat, co więcej, kilka z tych pięcio-sześcioletnich tekstów znalazło się w książce i to we właściwie niezmienionej wersji. Ten wpis o którym mówiłem, że szukasz tytułu do książki, to też spokojnie mógł być ze dwa lata temu. To oznacza, że „Wiedeński high life” z pewnością nie powstał lekko, łatwo i przyjemnie, mówiąc ładnie, wymagał zapewne wiele pracy, a mówiąc brzydko, mógł nawet rodzić się w bólach. Trudno mnie albo Tobie to porównać do porodu, bo jako faceci nie mamy porównania, ale jakie to uczucie, po tak długim czasie i „walce” wydać na świat swoje „pierworodne dziecko”? Pokaźnych rozmiarów zresztą, jak na debiut.


Wiesz, trzymając się porodowej retoryki, powiem, że czujesz ulgę. Droga do publikacji książki była długa i kręta, wydawnictwo przechodziło problemy finansowe, trzeba było czekać. Ale dzięki temu miałem więcej czasu na zmiany, poprawki, doszlifowanie wizji, w czym zresztą skutecznie pomagał mi Maciej Gierszewski. Po zamknięciu prac redakcyjnych na chwilę poczułem ulgę, a później pojawiło się myślenie, że najgorsze co może teraz nastąpić, to nic, flauta. Że te kilka lat pracy pójdzie jak posoka w piach, a umówmy się, nie po to otwiersz sobie metaforyczne żyły, żeby twoja książka po publikacji runęła na ziemię jak martwy gołąb w trakcie pojedniania kibiców Wisły i Cracovii. Nie myślisz oczywiście o nagrodach, nagroda to jest artefakt, który albo się pojawia, albo nie – ty myślisz wyłącznie o tym, żeby książka pożyła w świadomości czytelników, niech pożyje jakiś czas, niech kogoś dotknie, tak sobie mówisz.


Pytanie ostatnie, standardowe. Wiadomo co dalej? Odpoczywasz (od wierszy) czy też od razu przygotowujesz kolejny projekt?


Odpoczywałem. Do tego stopnia odpoczywałem, że na jakiś czas dopadł mnie kryzys twórczy, być może z przesadnego odpoczynku, a być może właśnie z niedostatecznego odpoczynku. W każdym razie cały ten kurz po Silesiusie i Gdyni powoli opada i jakiś czas temu z czystym umysłem wróciłem do pisania. Oczywiście nie śpieszę się, mam pomysł, znalazłem formę, teraz z bawołem idę powoli przez pole minowe.


Rozmawiał: Kuba Sajkowski

piątek, 24 grudnia 2010

Kārlis VĒRDIŅŠ - Wojownicy

Leżeliśmy w łóżku, w mundurach: ja - jasnowłosy Niemiec, ty - Rusek w budionnówce na głowie. Byliśmy gotowi do walki od wielu lat.
Zasnąłem tylko na chwilę i zaraz przystawiłeś mi rewolwer do skroni. "Dawaj cygarety, hitlerowski degeneracie" - rzuciłeś. "Wsadź se w dupę cygarety, zawszony Wańka" - odpowiedziałem leżąc bez ruchu.
Chwyciłeś mnie wolną ręką, rozdarłeś mi mundur na klacie, ale - spójrz, co tam mamy? Pod esesmańskim mundurem miałem ubranie kubańskiego bojownika!
Spojrzałeś na mnie zaskoczony. Sam też zmieniłem się w Kubańczyka: krzaczasta broda, lśniące oczy, cygaro za uchem.
Odrzuciłeś rewolwer, rozpłakałeś się ze szczęścia: "Wiedziałem, w głębi serca zawsze wiedziałem, że koło mnie będzie leżał towarzysz i druh!". "Niech żyje rewolucja!" szepnąłem, całując cię w szyję. "Poddaję się!" zamruczałeś cichutko i pozwoliłeś mi cię rozebrać.
Ale, odpiąwszy guziki twojego munduru, odsunąłem się z odrazą - pod ubraniem miałeś mundur amerykańskiego marynarza!
A ty, leżący przy mnie, rzeczywiście - prawdziwy Amerykaniec: uśmiechnięty szeroko, pokazywałeś zęby żując gumę.
Chwyciłem sztylet i przystawiłem ci do szyi, ale ty zachichotałeś tylko: "Widzisz, compadre, nie wszystko jest takie proste!".
Moje ostrze leciutko ześlizgnęło się po twoim nieogolonym jankeskim policzku, zostawiając czerwoną linię. "Nie masz jak uciec ode mnie, kapitalistyczna świnio", powiedziałem, zaciskając zęby. Uśmiechnąłeś się tylko: "Żałosny fanatyku, zawsze będę z tobą".
Leżymy w łóżku w mundurach: ja - brodaty Kubańczyk, ty - uśmiechnięty Amerykaniec. Gotowi do walki. Pod łóżkiem pełno niedopałków cygar i kawałeczków przeżutej gumy.

Z Niosłem ci kanapeczkę. Wybór próz poetyckich (1999-2008) . Przekład: Jacek Dehnel

czwartek, 23 grudnia 2010

Jeden wiersz

Mariusz Grzebalski

WIDOK Z PODWÓRKA U ŻYDKÓW

Dziadek umarł siedząc w fotelu,
jego oczy nie chciały się zamknąć.
Patrzył nieżywy na towarowy wagon
zarastający trawą przy bocznych torach

Łodzi Fabrycznej. Teraz żegluje w głąb ziemi,
zamknięty w rzeźbionym futerale trumny,
jak drogocenny instrument, który niewidzialne dłonie
podają wciąż dalej i dalej. W tamtym domu

obcy ludzie mieszkają. Bazar zlikwidowany,
złodziej rowerów w pudle, czerwone plomby cegieł
w bramie tramwajowej zajezdni. Fontanna za bramą
też bez życia, za to pełna śmieci i zgniłych liści.

Patrzę na usychającą pod oknem morwę.
Ogień płonie w moim kierunku.


z tomu Ulica Gnostycka

niedziela, 12 grudnia 2010

Wyniki Bierezina....

.... czyli o tym, jak żeńskie pół czytnika rozkurwiło kosmos


XVI OKP im. Jacka Bierezina i VI TJW o Czekan Jacka Bierezina - wyniki
Mariusz Grzebalski (przewodniczący),
Marek Krystian Emanuel Baczewski,
Jan Faber,
Renate Schmidgall
i Monika Mosiewicz (sekretarz)

na posiedzeniu 11 grudnia 2010 roku postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia:

Nagrodę Główną - wydanie debiutanckiego tomu wierszy i 1 500 zł - Justynie Krawiec z Łodzi (tom pt. STAN);


Nagrodę Specjalną - 750 zł - Ilonie Witkowskiej z Wrocławia (tom pt. Splendida realta);

Wyróżnienia - 200 zł - pozostałym nominowanym:
Mateuszowi Andale z Warszawy,
Rafałowi Baronowi z Gdańska,
Tomaszowi Bąkowi z Wrocławia,
Kajetanowi Herdyńskiemu z Bournemouth,
Grzegorzowi Jędrkowi z Lipia,
Damianowi Kowalowi z Legnicy,
Mariuszowi Partyce z Zabrza,
Agnieszce Smołusze z Krakowa.

Nagrodę publiczności - 500 zł - otrzymał Kajetan Herdyński.


W VI Turnieju Jednego Wiersza o Czekan Jacka Bierezina jury w składzie:

Marcin Orliński (przewodniczący),
Jakub Skurtys
i Maciej Melecki

przyznało następujące nagrody:

I nagrodę - 300 zł - Kacprowi Płusie z Pabianic;

II nagrodę - 200 zł - Krzysztofowi Kleszczowi z Tomaszowa Mazowieckiego;

trzy równorzędne III nagrody - po 100 zł:
Piotrowi Gajdzie z Tomaszowa Mazowieckiego,
Grzegorzowi Jędrkowi z Lipia
i Agnieszce Smołusze z Krakowa

A oto trzy wiersze laureatki:


Pies.

pies, który we mnie mieszka nie wie, że nie wrócisz.
nie jest spragniony, głodny, nie chce stąd wyjść.
czeka.

potem otwiera oczy i przestaje cię dostrzegać, traci węch.
zwija się w kłębek próbując odnaleźć serce.

pocierasz kciukiem kręgi, poddaje się dłoniom. jest kukiełką,
a jego miejscem są kąty.

pies, który we mnie mieszka składa się z kłów i warczenia.
odzyskał wzrok i węch. teraz nie podejdziesz za blisko.



***



w ten sposób rozpisać można wszystko. w mieście
zanosi się na deszcz, wróżę to z jaskółek,
śmiało pikujących między rozpędzone auta.
z opadających liści, nagłych zbiorowisk
na przystankach autobusów.

słońce prześwietla wszystko, razi ponad
krawędzią dachów. jest coś niepokojącego
w tym widoku. przedarty kadr, sklejony na
ślinę, która wysycha i paruje w tym upale.

ludzie lepią się do powietrza. ich niezdarne,
hamowane wiatrem ruchy przypominają sen:
leżę sparaliżowana i czuję- ktoś zły
trzyma wskazujący palec na moich plecach.

moje ciało faluje jak choroba, nienaturalne
w odbiciach ruszających autobusów. myślę, że
pierwsza kropla przyłożona do piasku
jest bardziej święta niż suche ciało boga
na wilgotnym języku. teraz rozumiesz, chłopczyku?

moja jaskółko z pokruszoną kością, która chowa się
przed deszczem.





już ostatni.

zabrali mi słowa i od teraz będę niema, więc
naucz się słuchać dłoni. one opowiedzą ci
wszystko.


napisać wiersz, który wyjaśni całą złość i
wszystkie jej stany skupienia. wytłumaczy ci,
czemu się chowam, kiedy próbujesz mnie zobaczyć.
z niego mógłbyś się dowiedzieć: zrobiono ze mnie
pole bitwy. na takie rzeczy nie robi się zbliżenia.

ty jesteś bliżej i stąd wyjaśniam: od lat nie miałam
pór roku. rany pękały bez względu na temperaturę.
nie było różnicy, tylko równowaga a świat
zrobiony był z mleka i kości. z takiego mleka,
które białe jak kość tak samo było trwałe.

dlatego zrozum. boję się, więc nigdy ci nie powiem,
jak mocno mnie dotykasz. nie zacznę cię nazywać.
mogę cię jedynie nauczyć:

moja dłoń, która nocą leży ci na sercu:
ona przez sen upewnia mnie, że jesteś.

Wszyscy jesteśmy z Łodzi

Laureatce ;)

Na stacji Łódź Kaliska stoi lokomotywa
I tak jak paw się puszy, lub nawet dwa pawie
Wesoły maszynista po kilku(nastu) piwach
Gratuluje poetce Justynie Krawiec

Wieść nagle się rozniosła prosto do Rzymu
Gdzie sędziwy Beniu pozdrawia w oknie lud
Bo dzisiaj w programie miast białego dymu
Poetka z Łodzi ist ja ja sehr gut

Z Rzymu wieść się niesie od razu do Bronka
Sumiasty wąs oblizał, zaśmiawszy się szczerze
Z Kaczyńskim Jarosławem obalił kielonka
I głośno rzekł do niego: „ Kurwa, nie wierzę”

Przemysław Owczarek prosił o trzydniówkę
W sens życia zwątpił Prezydent Kropiwnicki
Witkowski pokornie musiał schylić główkę
Baczewski z wrażenia chciał zobaczyć cycki

„Nie czas cycków żałować kiedy płoną lasy”
Z trumien Adaś i Julian spojrzeli po sobie
Wnet Justynie Krawiec ufundowali wczasy
Julian na Mount Blancu, Mickiewicz w Śmiełowie

A w kuluarach silna grupa wsparcia
W stanie upojenia w kilku pięknych chwilach
Patrzyła jak niektórzy dostali zaparcia
Szlag trafił podobno nawet Kim Dzong Illa

Przeczytawszy Tygiel z wierszami laureatki
Prezydent Obama spojrzał dumnie w przestrzeń
Wzruszony do trzewi zadzwonił do swej matki
Rzekł: „Freedom for the states and for Polish nation”

I walnął sobie speecha z tak wzruszoną miną
„At last democracy is laid its keystone
With breathtaking poetry of Taylor Justina
Nations of the world will never walk alone”





wiersz autorstwa Kuby Sajkowskiego i Magdy Gałkowskiej napisany w pociągu z Łodzi do Kutna w dniu 12.12.2010r :)

środa, 8 grudnia 2010

Ultrasonografia

Zerwany ze smyczy pies w czarno białe łaty
daje się głaskać w autobusie,

jakby małe samotne stworzenie miało być odpowiedzią
na minus piętnaście, na białe połacie styczniowego sadu

z ciemnymi punktami gołych drzew. Co tu robisz, bezdzietna suko?
Czy znajdziesz choć jednego dzikusa rodzaju ludzkiego,

który będzie chciał dotknąć twoich gruczołów mlecznych?
Mieć dzieci, karmić piersią - to nie dla mnie,
zwierza się dziewczyna, choć ciało ma bez zarzutu.

Jej brzuch i piersi czyste. W ten zimowy dzień
dotyka ich jeden z chłopców, wciąż jest mu ciepło.






Tytuł jest, przyznam bez bicia, zapożyczony i nawiązujący:

http://poezja-polska.pl/fusion/readarticle.php?article_id=13658

ponadto dziękuję Wioli Grzegorzewskiej za bardzo wydatną pomoc w odchudzeniu :)

niedziela, 5 grudnia 2010

Fristajl

dla seniority z Matejki i reszty ekipy z pewnego epickiego melanżu, dawnego choć pamiętnego (Dj Martinez, MC Zielona, Ejcz, Superhiro, Gabi, LaVenda, FoRRest, SHAKEth, Joochnoviec Chick, Flooeed, Amy Lee and others)


Wystarczy walnąć ryma i zajebać komuś loopy

Paweł Kukiz

Scyzoryk, scyzoryk to równy gość
jeśli w to nie wierzysz, to wypierdalaj

Liroy



będzie fristajl będzie fristajl będzie fristajl
i poleje się martini potem czysta
będzie wino będzie śpiew i będą chicks
tylko skumaj i pociągnij za ten dynks:

dla takiej babki choć nierównolatki
zrobię wszystko może nawet ognisko
rozpalę w twojej duszy które serce wzruszy
albo może nie rozpalę bo dostaniesz kopa w żopę
i niech cię nie boli gdy się rozpierdoli
bo to moja ręka nie stękaj nie stękaj
jak stękasz jesteś pipa co nigdy jej nie styka

będzie fristajl będzie fristajl będzie fristajl
i poleje się martini potem czysta
będzie wino będzie śpiew i będą chicks
tylko skumaj i pociągnij za ten dynks:

masz trzydzieści lat i dwa ja mam mniej o dziesięć lat
i będziemy zmieniać świat to muzyka co nie znika
ona łączy pokolenia pokolenie osiem pięć
cofa się wstecz przeciwnikom mówi precz
będą reminescencje a nie kondolencje
i nie będzie katafalków choć nie wezmą nas do talków
ani innych showów po jednej drugiej stronie stołu
siedzę ja i siedzą fani trzeźwi albo najebani
ja nie śpiewam na weselach ja nie śpiewam na stadionach
jestem ja i jestem ona i paru innych kolesi
co nad moim rymem ucho zawiesi

będzie fristajl będzie fristajl będzie fristajl
i poleje się martini potem czysta
będzie wino będzie śpiew i będą chicks
tylko skumaj i pociągnij za ten dynks:

bo ważna jest impreza ważne to co w duszy gra
skumaj motyw to nie sztuka na tym każdy się zna
ale to nie o to chodzi aby na salony wchodzić
jeśli mam być szczery to nie chodzę do opery
i nie czytam heidegera ani schopenhauera
bo i po co przecież fristajl jest zawsze free
i będę jechał free i ani mi się śni
słuchanie że to bzdury choć colta z kabury
nie będę wyjmował to nie wojna światowa
to nie żadna histeria ani żadna historia
to jest tylko zabawa to są tylko proste słowa
więc skumaj tę bazę i jedziemy od nowa:

będzie fristajl będzie fristajl będzie fristajl
i poleje się martini potem czysta
będzie wino będzie śpiew i będą chicks
tylko skumaj i pociągnij za ten dynks:

środa, 1 grudnia 2010

PROTOKÓŁ Z POSIEDZENIA KOMISJI KWALIFIKACYJNEJ XVI OGÓLNOPOLSKIEGO KONKURSU POETYCKIEGO IM. JACKA BIEREZINA

Kto zacz, czytnik nie zdradzi, ale gratulacje potężne:) /kto wie, komu, ten wie/





Komisja kwalifikacyjna XVI Ogólnopolskiego Konkursu im. Jacka Bierezina w składzie:

Lucyna Skompska (przewodnicząca),
Rafał Gawin,
Zdzisław Jaskuła,
Maciej Robert
i Andrzej Strąk (członkowie),

po przeczytaniu 93 prac konkursowych postanowiła nominować do Nagrody Głównej następujące tomy (kolejność przypadkowa):

4. Bad land, godło "Mikail Richter"
21. GON, godło "Sny myśliwego"
33. Linoleum, godło "Zwierzę mieszkalne"
49. Wiersze napisane w pustych środkach komunikacji miejskiej, godło "ZWIAD HATIFNATÓW"
57. Późny karnawał, godło "La Pendola"
63. Światło w lodówce, godło "FIMBUŚ"
65. STAN, godło "Zmarła-Nie-Umarła"
77. Kolorowanka, godło "Św. Spokój"
86. Splendida realta, godło "srn"
92. Achtung wróble!, godło "hahahaha jk"